Wednesday, September 2, 2009

Festyn zimowy w Petone powtórka.


Zatoczyliśmy koło. Jak rok temu, wybraliśmy się na zimowy festyn przy plaży w Petone. To było jeszcze z Łucją w brzuchu (ostatnie zaległości w publikowaniu nadrobione, uff). Tym razem pogoda dopisała, było też dużo więcej atrakcji. Fajnie, oprócz wstrętnych hot-dogów, które dzieciom i tak smakowały. Dotrwaliśmy do kulminacyjnego punktu, czyli imponującego pokazu fajerwerków o 7 wieczorem. Nie mogliśmy tego ominąć, bo to właściwie jedyna okazja w roku. W Sylwestra niestety żadnych zorganizowanych sztucznych ogni w Wellingtonie nie ma, jedynie we własnym zakresie, nie to co w Sydney. Kto by pomyślał, skoro to Nowa Zelandia pierwsza rozpoczyna Nowy Rok. Jest jeszcze anglosaskie święto Guy Fawkes Day w listopadzie z tradycyjnymi fajerwerkami około 9tej wieczorem, ale przynajmniej w Wellington miało to się nijak do pokazów, które mają miejsce w Polsce w Sylwestra nawet w małych miasteczkach.





Jak poprzedniego rou na plaży pojawiły się instalacje/rzeźby, nad których konstrukcją pracowali artyści przez cały dzień, tylko po to aby o zmroku je podpalić. Było ich kilka ustawionych wzdłuż brzegu i odpalanych po kolei. Był też imponujący drewniany pies z drewnianych konarów znalezionych na plaży, ale w ogóle nie chciał się palić.

A to już Wiktor na trampolinie w centrum Wellington.

No comments: