Saturday, June 20, 2009

Red Rocks



Wybraliśmy się w końcu na oglądanie fok w okolicy. Ich kolonia znajduje się na końcu cypla Red Rocks, ale dotrzeć tam można szlakiem pieszym albo samochodem z napędem na 4 koła. Niestety nasza Toyota to nie terenówka, a ponieważ Tymek zasnął po drodze to do wędrówki nie doszło. Może następnym razem. Tymczasem Red Rocks na zdjęciach widoczne w tle.

Tymek na urodzinach Olivii


Tymek był bardzo przejęty pierwszym zaproszeniem na prawdziwe urodziny. Wiktor był już kilkakrotnie wcześniej zapraszany przez kolegów z klasy i Tymkowi za każdym razem było żal, że on nie idzie.
Tym razem wspaniała zabawa czekała jego i to w Jungleramie, czyli specjalnym placu zabaw dla dzieci z dmuchanym zamkiem, zjeżdżalniami, itp.

Friday, June 12, 2009

Jaguary


Drużyna Jaguarów podczas sobotniego meczu. Wiktor drugi od lewej w czapce i czarnych butach.
Nie ma lekko, rozgrywki co tydzień o 9 rano, nawet jak pada i wieje. Na początku nie wiedziałam o co chodzi z tymi kaloszami, w których występowała większość rodziców. Kiedy jednak wracałam po pierwszym meczu w obłoconych butach, na kolejne bez gumaków się nie ruszam. Aha, niech nikogo nie zwiedzie wygląd zawodników. Było rześko. Ja stałam w puchowej kurtce i czapie. Te dzieci są po prostu przyzwyczajone. No i nie chorują.



Tutaj na niedzielnym treningu.

Powrót do codzienności.


Okolice Wellington. Wróciliśmy do zimy i zimnego oraz wilgotnego nowego domu. Temperatura pewnie będzie około 12 st wewnątrz w nocy. Ogrzewania brak, jedynie grzejniki elektryczne. Jakoś przeczekamy, aby do wiosny!

Ostatni dzień w pracy


Deszczowa droga do pracy, jak w większość poranków.

Okolice mojego biura.

Szef zrobił mi niespodziankę i pojawił się w tej koszulce w moim ostatnim dniu w ACC. Zastępstwo dobiegło końca. To był naprawdę wspaniały rok. Super atmosfera i ludzie. Szkoda, że recesja i nie znalazło się dla mnie coś nowego. Tak, również w sektorze państwowym cięcie kosztów i redukcje.

Singapur


W drodze powrotnej nocowaliśmy w Singapurze. Mimo to, podróż nas wymęczyła.

Na lotnisku.

W drodze na wyspę.

Akwarium. Parno i gorąco.


Była plaża, ale wylegiwanie się na niej to czyste tortury. Nie skorzystaliśmy.

Wielkanoc w Braniewie



Poszukiwanie zajączka w babcinym ogródku wywołało wiele emocji.



Spacer z Ciocią Agnieszką.


Tymek chciał koniecznie spać razem ze wszystkimi.

Powerhouse Museum Sydney


Muzeum techniki z wystawą objazdową Gwiezdne Wojny.
Jak się okazało po rozmowie za Albertem ta niezwykła atrakcja napędza zwiedzających już od paru ładnych lat. A mieliśmy wrażenie, że to niesamowita nowość.



Nie zabrakło interaktywnych eksponatów i zwyczajnych placów zabaw dla dzieci. Powyżej budowa, wstęp ograniczony wzrostem od do. Obaj się na szczęście załapali. Na zakończenie były pyszne "Powerhouse hot-dogs" gigantycznych rozmiarów w budce na przeciw. Zdjęcia brak, bo znów nas złapała ulewa.

A to już w samolocie do Frankfurtu po 5 godzinnym opóźnieniu na lotnisku w Sydney. Z przygodami dotarliśmy do Gdańska.

Sydney cd. i plaża Bondi


Pocztówka wspomnienie.


Miasto zwiedzaliśmy z dwupiętrowego autobusu. Z dziećmi to najwygodniejszy i najmniej męczący sposób. Można podziwiać wszystkie najważniejsze atrakcje z wysokości oraz wsiadać i wysiadać dowolną liczbę razy aby zobaczyć coś dokładniej.

A to już słynna plaża Bondi w Sydney. Tam też dotarliśmy autobusem.




Wiktor był w swoim żywiole dopóki nie poparzyło go to stworzenie poniżej. Miał czerwoną pręgę na nodze i bardzo piekło, ale przeżył.


I jeszcze Darling Harbour nocą, nowoczesna dzielnica Sydney z hotelami, centrum konferencyjno-wystawowym, restauracjami itp. Jak widać złapała nas niezła ulewa.