Wednesday, May 27, 2009

Przystanek w drodze do Polski- Sydney.


Pierwszy dzień zwiedzania. Zatrzymaliśmy się tu na dwie noce przed długim lotem do Frankfurtu.


Ogród botaniczny.

Te ptaszki to śmieciarze, człapią niczym czaple, grzebią w śmietnikach i potrafią wydziobywać jedzenie z ręki.

Latający szczur we własnej osobie. Było ich zatrzęsienie, ale zapewniam, że widok oblepionych nimi drzew to nic przyjemnego.

I takie to buty.



Szok temperaturowy.

Addio pomidory


Dosłownie, bo to był ostatni dzień w naszym domu na Seview. Pomidorów spróbowaliśmy może ze 2 kilo wszystkiego. Reszta została na krzakach dla przyszłych lokatorów, chlip, chlip.

Seatoun


Jedna z dzielnic Wellington.

Dzień św. Patryka.

Znowu w Brisbane luty


Kolejny park rozrywki - Sea World. Tym razem połącznie wesołego miasteczka i akwarium.


Trzeba było się trochę zabawić.

Przedstawienie z ekologicznym przekazem.

Jak dla mnie przebój całego parku. Miś polarny nie miał sobie równych.

Wielki figlarz. Jego wodne zabawy możnaby obserwować godzinami.

Dlatego aż 3 zdjęcia.

I komentarz Tymka na widok różnych gatunków ryb w jednym zbiorniku: "Wszyscy się luuubiiiąą!"

To się chłopakom najbardziej podobało, bo można się było schłodzić.

Sunday, May 24, 2009

Fiji


Nasz pierwszy w życiu pobyt na egzotycznej wyspie i pierwsze chyba klasyczne wakacje z wylegiwaniem się na plaży (raczej niewykonalne powyżej 20 minut) i nicnierobieniem.
Upał nie z tej ziemi, wilgoć i słona woda. Ale były palmy i biały piasek. Wyspa nazywała się Plantation Island i poza ośrodkiem wypoczynkowym nic więcej tam nie było. Plusem urlopu na małej wysepce są piękniejsze plaże niż na głównych wyspach Fiji oraz lepsza pogoda. I rzeczywiście, mimo iż byliśmy tam w porze deszczowej, to w ciągu tygodnia padało tylko raz. Minusem było to, że byliśmy praktycznie skazani na ofertę jednego ośrodka i po 2 dniach menu znaliśmy na pamięć. Ceny też były wyższe, ze względu na brak konkurencji. Wypoczynek jednak należy zaliczyć do udanych w typie byliśmy, smażyliśmy się i zaliczyliśmy.




Obowiązkowe zdjęcie pod palmą.

Takie słońce trzeba lubić.

Pełen obciach, a niech tam.



Muszle wielkości dłoni (dziecięcej).

I kokosy wielkości kokosów.

Znacznie przyjemniej niż w oceanie.


Moża też było oberwać kokosem.





Konkurs na kapelusze.

Piaszczysta kilkumetrowa wysepka w środku oceanu.


Wiktor nam fotę strzelił.

Wracamy ze snorkelingu, czyli najprostrzej formy aktywnej obserwacji życia podwodnego (za wikipedią). W maskach i rurkach podziwialiśmy rafę. Tak, jakby pływać w egzotycznym akwarium.


Były też egzotyczne drinki, bezalkoholwe i specjalnie na pożegnanie. Podpatrzyłam, że dziewczyny przy stoliku obok, robiły sobie takie zdjęcia. Gdyby to było bliżej domu, pomyślałabym, że to pewnie na naszą klasę:)

Rozstania czas. Wakacyjna koleżanka Wiktora, o której mówił "ta dziewczyna", bo nie mógł zapamiętać jak ma na imię.

Friday, May 22, 2009

Surfers Paradise


Słynna miejscowość wypoczynkowa niedaleko Brisbane na Złotym Wybrzeżu. Plaża, plaża, apartamentowce, wieżowce z hotelami, knajpy, kluby, dyskoteki i plaża...


Urodziny Alberta.