Friday, May 22, 2009

Australia Zoo


Wycieczka do Australijskiego zoo, które było pasją i pracą Steva Irwina, słynnego pogromcy krokodyli. Powyżej drzemiące pieski dingo lekko wykończone upałem a poniżej jakże szykowny zestaw sandałki plus skarpetki. Czyżby tata zapomniał o pedicurze? Nie, to buty uwierają, a trzeba było dzieci ciągnąć te pare kilometrów.


Ten nie ma problemu ze stopami i wcale nie jest naćpany, jak to się zwykło uważać. Wyjaśniono nam, że one muszą tak ciągle spać, bo trawienie eukaliptusowych liści jest bardzo energochłonne.

Tak, można było dotknąć misia(a raczej torbacza, bo koala wcale nie jest misiem).

I kurczaczek ląduje w paszczy.

A dla kangura tylko sucha karma...


One wszystkie już były przekarmione i trzeba się było nieźle wysilać, żeby raczyły chociaż udawać do kamery, że jedzą. A potem tylko rozwalone cielska i trawienie na trawie. Ale były fajne.

Pora karmienia słoni. Wiktor ochoczo, podszedł nawet dwa razy, a Tymek z rezerwą.
I na koniec chwila relaksu.

No comments: