Sunday, April 27, 2008

W drodze powrotnej


Uzupełniam wrażenia z wycieczki sprzed 2 tygodni (naprawdę brak czasu na bieżące wpisy) Napotkaliśmy na grupę nowozelandzkich żołnierzy.


Na promie toważyszyły nam owce, w końcu jest ich to przecież 10 razy więcej niż ludzi.

Nelson ciag dalszy wycieczki


Zrobiliśmy spory kawałek trasy Queen Charlotte Drive, które wiedzie przez fiordy Marlborough Sounds. Bardzo kręta droga droga, (Magda, to co przeżyliśmy w Hiszpanii to pestka), po prostu spirale, skarpy, i zakręty, zakręty, zakręty. Niektórzy mieli chorobę lokomocyjną, więc było ciekawie:) Ale za to jakie widoki. Potem sobie na mapę spojrzałam i się przeraziłam, jakimi dróżkami górskimi jechaliśmy. Średnia prędkość pewnie ze 40 na h ale na drugi dzień nabrałam pewności i było znacznie szybciej, tylko karuzela większa. Po drodze częste przystanki, bo chłopaki spragnieni fotek. O jaki widoczek, wysiadamy, dobra z powrotem do samochodu i w prawo, w lewo, w prawo, w lewo...


na przykład ten odcinek drogi na obrazku!

takie domki na zupełnym odludziu- końcu świata, żeby dostać się do sklepu ponad 20 km krętą górską dróżką albo łódką, ale za to jakie widoki, cisza, spokój.

i jeszcze to samo w oddaleniu, widać, że to jest położone między górami a zatoką

taki mieliśmy samochód:)








paproć to symbol Nowej Zelandii (takich wielkich wcześniej nie widziałam)



Saturday, April 26, 2008

Droga do Picton

Wyruszyliśmy promem do Picton o 8:25. Taki trochę mniejszy niż pływają do Szwecji, ale oczywiście był nawet plac zabaw dla dzieci i kino, na najniższym pokładzie. Płynęło też z nami bydło, co dodawało wyprawie pewnego aromatu. Pogoda cudna, jak na zapowiadane wcześniej ulewy. Słońca aż zanadto,bo chłopcy polowali na dobre kadry. Niewiele chmur, woda miejscami turkusowa, więc wydawało się, że to jakieś południowe wakacje. (nie inaczej przecież, bo w końcu stąd na południe to już tylko Antarktyda)
Wysiedliśmy w Pikton około 11:30 i zostałam zaskoczona wiadomością, że mam się szykować do prowadzenia, bo wypożyczamy auto, przecież w Pikton nic nie ma, trzeba ruszyć dalej, itp. I tak oto zostałam rzucona na głeboką wodę: po raz pierwszy w NZ miałam siąść za kółkiem i to od razu 8-osobówką i kurcze jechać LEWĄ STRONĄ, tak z marszu. A w samochodzie oprócz mnie, sami faceci - siedmiu! Największe obawy miał Andrzej (mąż i ojciec), chyba nie miał zbytniego zaufania do kobiety za kółkiem, z dodatkowymi że tak powiem utrudnieniami ( na koniec mi powiedział, że nieźle się spisałam) - ale skoro poradziłam sobie w Maroko:)










a oto i Picton

Friday, April 25, 2008

ANZAC Day


Czyli nowozelandzkie święto narodowe, upamiętniające bohaterstwo żołnierzy walczących m. in. pod Gallipoli w Turcji w czasie I Wojny Światowej.
Była parada, podobno - jak co roku, bo żeśmy się nie wyrobili na 9 rano żeby zobaczyć. Symbolem święta są maki. Już kilka dni przed odbywała się uliczna kwesta i każdy, kto coś rzucił dostawał taki papierowy kwiatek do wpięcia.
A my tradycyjnie spacerek

można sobie polecieć helikopterem, pojeżdzić rowerem, albo wypożyczyć kajak, łódkę lub co kto chce, i to w samiutkim centrum.

tradycyjnie zawitaliśmy i tu


a tam co chwila samolot

nici

Z poniższej wyprawy nic nie wyszło. Gdzie polaków sześciu tam - guzik. Jacek opracował cały plan podróży, były dwa zebrania, a jakże. I co? Jedziemy jednak ale nie w piątek tylko w Sobotę, i nie do Rotorua/i , czy jak się to odmienia, tylko promem na wyspę południową, do Picton. A więc rzut beretem (3h promem). Picton... hm 4 tys mieszkańców, słynne z tego, że... dopływa tam prom z Wellington. No ale mają być fiordy, co prawda nie tak efektowne jak na północy wyspy północnej. ale na początek:) Co dalej to się okaże na miejscu, a tymczasem kilka fotek ze spacerów po mieście.
tak, tak, po mieście, bo to widok z małej plaży w centrum, zpecjalnie naieżli takiego niby piasku, no i jest plac zabaw:)

a tak to wygląda po drugiej stronie

widok na Mount Victoria

zatoka trochę czystsza niż gdańska:)

takie czyste rączki, piasek to po prostu drobniutkie kamyczki

Tuesday, April 22, 2008

Długi weekend

Dopiero będzie. W ten piątek święto narodowe i z tej okazji może zrobimy wypad na północ, wgłąb wyspy do Rotorua, są tam termalne źródła, a po drodze milion innych atrakcji, park narodowy, wulkany itp itd. 460 km do pokonania. Będziemy wynajmować duży samochód na 8 osób. Zgadnijcie kto będzie prowadził. No cóż, jak dałam radę w Maroku...

Malarz


To ostatnio ulubione zajęcie Tymka. Niezłe dzieła powstają. Mamy już sporą kolekcję.

Cuba Street



Na słynnej Cuba street, deptaku przy którym jest sporo restauracji, barów, sklepików, itp.

Niedzielny spacer po mieście





To wszystko w samym centrum. Przychodzę z chłopakami na ten plac zabaw(jest najbliżej hotelu) jak pogoda jest w miarę, tzn. nie urywa głowy i nie leje. Na marginesie: można się domyśleć jak często tu pada, skoro wzdłuż prawie wszystkich budynków rozciągają się zadaszenia nad chodnikami, tak że można na sucho przejść przez centrum w czasie ulewy, no poza przejściami przez ulicę.