Thursday, February 26, 2009

Queenstown


Miasto turystyczne, jak określiliśmy to z Mariuszem połączenie Zakopanego i Mikołajek. Raj dla miłośników sportów ekstremalnych. Łódka, którą płynęliśmy, to jedna ze spokojniejszych atrakcji.


Taaakie ryby tam pływają.

A właściwie to 3 w jednym: Sopot...

Zakopane...

i Mikołajki


Przejażdżka tym starym parostatkiem, też należy do miejscowych atrakcji.

Człowiek z owcą

I człowiek z kiwi.

Wednesday, February 25, 2009

Zawrotna jazda po rzece w Queensland



Tak wyglądaliśmy przed wejściem na łodkę



A tutaj parę ostrych zakrętów dalej.

Płynęło się bardzo szybko plus różne karkołomne wywijasy, bączki itp. Tymek się trochę bał a Wiktor chciał jeszcze raz.

Wanaka, przyjemne miasteczko.


Przed namiotem i w namiocie.


Tym razem nocowaliśmy na kempingu "państwowym". Jest ich także sporo w NZ. Nie mają co prawda tak doskonałego zaplecza jak prywatne, bo zwykle jest tylko toaleta, ławki i ujęcie wody pitnej, ale za to położone w ciekawszych "okolicznościach przyrody" i płaci się tyle co nic. Rano podjeżdża jakiś leśniczy na motorze, albo upapraną w błocie ciężarówką i kasuje po piątaku.

A chłopakom niezmiennie podoba się spanie w namiocie. Gorzej z nami, bo musieliśmy go codziennie rozbijać i zwijać.

Monday, February 23, 2009

Puzzle World


Kolejnego dnia po drodze do Queenstown odwiedziliśmy "Świat Łamigłówek" w Wanaka.

Czy to możliwe, Wiktor wyższy od taty? Były też inne niemniej ciekawe i zagadkowe sale, jak np. krzywy pokój, w którym tracił się orientację w przestrzeni, piłka wydawała się toczyć pod górę, gdzie wszystko przeczyło prawu grawitacji.

Można też było pobawić się układankami i łamigłówkami.


Na zewnątrz był prawdziwy labirynt.

Przystanek gdzieś w drodze do Wanaka


Przerwa w podróży na krótki odpoczynek. Takich miejsc postojowo-piknikowych jest w NZ mnóstwo, zwłaszcza na trasach turystycznych. Tu był jednocześnie ciekawy widoczek z brzegu jeziora.

Gdyby tylko nie ten wiatr. Słońce prażyło ale bez czapki nie można było wytrzymać.

Mariusz potrójnie chroniony. Opaska od wiatru a kapelus zi okulary od słońca.

I jeszcze kilka widoków na trasie.

Lodowiec Franciszka Józefa



Kolejny przystanek. Lodowiec, tak wyspa południowa jest bardzo zróżnicowana pod względem krajobrazu, można wylegiwać się na prawie bezludnych plażach (to później na wschodnim wybrzeżu) i za kilkaset kilometrów stąpać po starym lodowcu. Są dwa, Franz Jozef i Fox Glacier. Widzieliśmy ten pierwszy, niestety tylko z daleka. Wycieczka po lodowcu z przewodnikiem nie była przeznaczona dla dzieci. Może następnym razem skorzystamy z jednej z wielu opcji dłuższych i krótszych wypraw. Można nawet przelecieć się helikopterem i powspinać się po lodzie. Oczywiście dostaje sie ciepłą odzież, buty a nawet skarpety.

Skały "naleśnikowe"


Obowiązkowy przystanek w Punakaiki aby zobaczyć Pancake Rocks, tzw skały naleśnikowe. Pogoda jak widać, ale zaczęliśmy już to ignorować. Jednie Tymek chciał wracać do samochodu, kiedy zaczynało mocniej wiać i padać.


Powyżej widać dokładniej warstwy z jakich zbudowane są skały, od czego właśnie ich nazwa.

Uwierzycie, że to lato

Schronienie na herbatkę. Mariuszowi podobało się to stare radio w kawiarni.

Nasze wakacje - początek.



Lekkie opóźnienie, ale byliśmy na długich wakacjach, prawie miesiąc od 17go stycznia do 12go lutego. Zaliczyliśmy wyspę południową Nowej Zelandii, czyli tę bardziej dziką i będącą częstszym celem turystycznym. Potem polecieliśmy do Brisbane odwiedzić Alberta, z tamtąd krótki wypad na Fiji. Działo się sporo, ale po kolei...

Promem przepłynęliśmy z Wellington do Picton i jeszcze tego samego dnia chceliśmy dotrzeć zachodnim wybrzeżem jak najdalej na południe. Powyżej krótki przystanek na przejście najdłuższym wiszącym mostem w NZ. Było wąsko i bardzo wysoko, Ja z Tymkiem baliśmy się najbardziej, Wiktor oczywiście nic sobie z tego nie robił. Pogoda jak widać, czyli niezbyt miłe powitanie i do tego wstrętne gryzące muszki. Jak się okazało później kontynacja ciągnęła się wzłuż całego zachodniego wybrzeża, i pogody i owadów.

Mariusz pozdrawia z Mostu Buller Gorge.


Dotarliśmy do Punakaiki i bodajże dwugodzinna przerwa w deszczu pozwoliła nam rozbić namiot. Pierwsze śniadanie w kuchni na kempingu.

Pod tą górą stał nasz namiot. Tu już spakowani i wyruszmy w dalszą drogę.

Wakacje w dobrym humorze.