Sunday, April 6, 2008

Na miejscu

Wylądowaliśmy około 16tej (bedę podawać czas lokalny). Samo podejście do lądowania wzbudzało mieszane uczucia. Z jednej strony piękna linia brzegowa, widoczne z samolotu górzyste i zielone wybrzeże zatopione w chmurach i towarzyszący temu wiatr powodujące turbulencje z drugiej. Samolot przechylał się z boku na bok, opadał i wznosił się, czuć było podmuchy wiatru, a wszystko to tuż nad woda, miało się wrażenie, że zaraz będziemy wodować. Dzieci... spały. Świetne wyczucie czasu, swoją drogą. Nie chciały się obudzić. Skończyło się na tym, że musieliśmy je wynieść z samolotu i w kolejce do odprawy paszportowej oraz po bagaże musieli nam pomagać koledzy. Mieliśmy dwie walizki podręczne, torbę, plecaczki dzieci i mnóstwo gadżetów. Bez wózka, który nadaliśmy we Frankfurcie było ciężko. Zlitował się nad nami pracownik immigration i odprawił nas bez kolejki. I tak wjechaliśmy do stolicy: Mariusz i ja dostaliśmy work premit na rok, Wiktor stydy permit a Tymek visitor permit. Na lotnisku czekała na naszą grupę Louise, z firmy Mariusza. zostaliśmy przetransportowani razem z bagażami do hotelu.
Będziemy tu mieszkać przez miesiąc: http://www.atriumtowers.co.nz/gallery.htm
Dzieci zasnęły w samochodzie, przenieśliśmy je prosto na łóżka i spały do rana, czyli do około 4tej. Ja też zaraz po prysznicu odpłynęłam w ramiona Morfeusza, a Mariusz wyszedł jeszcze z chłopakami na zwiady.

No comments: