Friday, September 5, 2008

Nasze podwórko


Widok z naszego okna w z przodu domu. Po prawej jest garaż. Te pieczołowicie przycięte żywopłociki to nie lada utrapienie kiedy się idzie do domu z zakupami A to auto to sąsiada. Wyjechał na kilka miesięcy do Turcji, stamtąd pochodzi i zostawił samochód pod wiatą. Wyjmujemy mu pocztę ze skrzynki. Większość przychodzi na jego nazwisko Bektas, ale czasem trafia się korespondencja zaadresowana A. Kebab. Zastanawiamy się czyje to nazwisko. Niedawno pożyczyłam od niego z szopy miotłę, żeby trochę ogarnąć nasze obejście, bo już liści było co nie miara. Ogród ma być niby doglądany przez właściciela, ale wiadomo, ciężko wpasować się w pogodę, a poza tym pojęcie Kiwusów o utrzymywaniu ogrodu sprowadza się do tego, że jak nie da się przejść to się przycina, żeby się dało, a poza tym niech sobie rośnie.
Od sąsiada pożyczyłam też łopatę. (Mam nadzieję, że nie będzie miał nic "na przeciwko", zwłaszcza, że się nie dowie bo zamierzam odnieść zanim wróci). Do czego to się wkrótce okaże.

Nie mam pojęcia jak się ten krzak nazywa, chyba jakieś to różopodobne. Kwiaty piękne, ale spadają i na trawniku to już ładnie nie wygląda.

To nasz taras i ogródek z tyłu domu. Trampoliny niestety już nie ma. Koreańczyk(nasz właściciel,na którego Mariusz i Andrzej upierają się nazywać Chińczykiem) zabrał. Wiadomo wiosna idzie to dzieci chętnie poskaczą. Ale to nic już wkrótce na tym miejscu pojawi się coś znacznie bardziej pożytecznego.


A tu mamy pralnię i suszarnię. Suszarka bębnowa oczywiście. Inaczej nic nie schnie.

1 comment:

Unknown said...

Jak w prawie kazdym nowozelandzkim domu w ktorym sa dzieci..... trampolina:) Widzie ze sie na dobre zaklimatyzowaliscie -
Pozdrawiam Goska