Monday, July 6, 2009

Rotorua


W czerwcowy długi weekend odwiedziliśmy w końcu słynną krainę gejzerów i gorących źródeł. Początkowo miała to być jedynie wycieczka do Auckland i na półwysep Coromandel, ale jak już wypożyczyliśmy samochód stwierdziliśmy, że można za jednym razem zobaczyć i Rotorua. Bo jak już będzie nas piątka może być ciężko, a to przecież sztandarowy punkt na wyspie północnej.

Wędrówka po parku rozpoczęła się od pokazu wybuchającego gejzera. Strzela on codziennie punktualnie o 10:15, po tym jak jeden z pracownków parku wrzuca do krateru garść płatków mydlanych. Wcześniej był krótki wykład o parku i procesach zachodzących w gejzerach.

Tłum turystów podziwiający wysoki na 20 metrów wybuch.


Wiktorowi nie odpowiadał zapach oparów wydobywających się z gejzerów. Siarkowodór, czyli zgniłe jaja.




Skały i źródła miały różne kolory, w zależności od składników mineralnych, z których powstały. Żółty to właśnie siarka.






Niektóre kolory były niesamowite, tutaj fluorescencyny zbiornik.

A to już " hangi", popularny w tym regionie sposób przyrządzania posiłków. Tak właśnie gotowali dawni Maorysi, wykorzystując gorące opary wydobywające się z ziemi. Tradycyjnie wykopuje się dół w ziemi, tam umieszcza mięso, warzywa, ryby ziemniaki. Mogą to być, np. całe udźce baranie zawinięte w folię. Wszystko przykrywa się płótnem, liśćmi i gorącymi kamieniami oraz zasypuje ziemią. Po około 3 godzinach mięso jest miękkie, kruche, odchodzi od kości i dosłownie rozpływa się w ustach, a warzywa mają smak ugotowanych na parze. To wspaniały i tani sposób gotowania. My gotowaliśmy na kempingu, co prawda nie w ziemi, a w specjalnym piekarniku parowym, który jednak wykorzystywał gorące opary wydobywające się z ziemi. Rano wstawiliśmy szczelnie przykrytą blachę a po powrocie z wycieczki obiad był gotowy.

Oczywiście hangi można też zjeść w innych regionach Nowej Zelandii, jako tradycyjne danie maoryskie, ale sztucznie, bez udziału energii geotermalnej.

No comments: