Wednesday, August 19, 2009

Tygodniaczek




W NZ ze szpitala wychodzi się praktycznie od razu, jeśli wszystko jest ok. Można dosłownie kilka godzin po porodzie być w domu. Można też zostać, jeśli ktoś woli te pierwsze doby spędzić w szpitalu. My zostałyśmy na jedną noc. Potem prze pierwszych 6 tygodni dzieckiem i matką opiekują się te same położne, które opiekowały się ciążą. Przez pierwszy tydzień przychodzą do do mu codziennie, a potem raz na kilka dni lub wg potrzeb. Tutaj dzień 5ty, położna przyszła zważyć Łucję. Przy urodzeniu w Poniedziałek było 3340 a w sobotę 3500, czyli wszytko ok. Ja też czułam się świetnie. Niestety w kolejny poniedziałek złapałam grypę, wysoka gorączka i dreszcze. Przepisano mi Tamiflu i zaczęły się nasze problemy. A było tak fajnie.
Przez moje osłabienie Łucja nie przybrała nic w ciągu następnego tygodnia. Dołączyły się jakieś zastoje miejscowe pokarmu i zielone kupy. Mam nadzieję wszystko jakoś przetrwamy, zwłaszcza, że położne są naprawdę na telefon, nie trzeba nigdzie jeździć. Z bólem serca musiałam podać Łucji trochę mieszanki, żeby ją jakoś wzmocnić kalorycznie. Ale jestem zdeterminowana karmić piersią. Życzcie nam powodzenia. Cholerna świńska grypa...

A tu nasze kwiaty: od Babci, od Mariusza i ode mnie z pracy oraz od naszych tutejszych znajomych.

1 comment:

Martii said...

Gratuluję determinacji :)